Brzmi egzotycznie. Gdzie to jest? Co to jest? Nigdy o czymś takim nie słyszałem. To częsta reakcja turystów. Gagauzję mamy w programie wycieczki do Mołdawii. Swoją drogą to dobrze, że tak blisko Polski jest miejsce, które potrafi nas zaskoczyć. Jest jeszcze coś do odkrycia. Dzięki temu świat wydaje się ciekawszy.
Gagauzja to obszar południowej Mołdawii. Zajmuje nieco ponad 5 proc. powierzchni kraju, a zamieszkuje go ok. 170 tys. ludzi. Stolicą regionu jest miasteczko Kamrat (20 tys. mieszkańców).
Jest przynajmniej kilkanaście teorii próbujących wyjaśnić pochodzenie Gagauzów. Większość skłania się ku koncepcji, że jest to jeden z ludów tureckich, który po przywędrowaniu na te tereny przyjął prawosławie. W kuchni gagauskiej (dobra restauracja gagauska jest w Kiszyniowie) dominują wpływy tradycji muzułmańskiej – dużo je się tu baraniny, koziny i drobiu.
Gagauz Yeri, czyli Autonomia Gagauska powstała w 1994 roku, na mocy ustawy parlamentu mołdawskiego. W ten sposób władze w Kiszyniowie zażegnały trwający od 1990 roku spór o status Gagauzji i zapobiegły możliwości wybuchu wojny domowej. Autonomia ma swoje lokalne władze, flagę i godło. Ma też liczne problemy. Najważniejszym jest ubóstwo regionu. Niemal z każdej rodziny ktoś wyjechał za chlebem do Rosji, Turcji lub Rumunii. Bez tego wsparcia nie dałoby się tu utrzymać. Gagauzja jeszcze bardziej niż pozostałe regiony Mołdawii jest zapóźniona gospodarczo. Ale przez to bardzo urokliwa i atrakcyjna turystycznie.
Podstawę miejscowej gospodarki stanowi rolnictwo, w którym główną rolę odgrywa uprawa winorośli. Według statystyk ponad 60 proc. PKB Gagauzji zależy od przemysłu winnego. Gagauskie wina można też kupić w Polsce. Ale oczywiście głównym odbiorcą była Rosja. Dotkliwym dla regionu ciosem stało się wprowadzenie przez Moskwę embarga na mołdawskie wina. W ten sposób władze na Kremlu ukarały rząd w Kiszyniowie za prozachodnie dążenia, wyrażone ostatecznie parafowaniem umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską na szczycie w Wilnie (listopada 2013).
Gagauzowie bardziej niż z Mołdawią czują więź z Rosją. W regionie, w powszechnym użyciu są trzy języki, obok gagauskiego i mołdawskiego oczywiście rosyjski. I to ten ostatni jest językiem dominującym. Miejscowi obawiają się mołdawskiej (względnie rumuńskiej) dominacji oraz liczą na ekonomiczne wsparcie ze strony Rosji. Jeśli na poważnie brać deklaracje władz Autonomii, to wynikałoby z nich, że Gagauzja do Unii Europejskiej się nie wybiera. Od lat powtarzają, że co prawda oddzielać się od Mołdawii na razie nie chcą, ale jakby co, to zawsze mogą. To „jakby co” oznacza wejście do UE.
W lutym tego roku Gagauzowie urządzili referendum. 98,5 proc. uczestników opowiedziało się za przystąpieniem do tworzonej przez Rosję Unii Celnej, a tylko 1,5 proc. za stowarzyszeniem z Unią Europejską. Plebiscyt ten nie został uznany przez Kiszyniów, a pikanterii wydarzeniu dodawał fakt, że głosowanie opłacone zostało przez jednego z rosyjskich milionerów.
Ma więc Mołdawia twardy orzech do zgryzienia. Na jej drodze do UE stoi nie tylko problem Naddniestrza, ale też Autonomii Gagauskiej. To w warstwie politycznej. W turystyce natomiast Gagauzja może być sporym atutem Mołdawii, jako jeden z nielicznych, prawdziwie egzotycznych obszarów Europy.
Zobacz też: Mołdawia nieznana.
Pingbacki: 4