Miło mi poinformować, że nakładem wydawnictwa Paśny Buriat, ukazała się właśnie moja książka „O podróżowaniu”. Pojawiają się w niej różne kraje, w tym i oczywiście Mołdawia. Na przykład w zamieszczonym niżej fragmencie. Jest on częścią większego tekstu, w którym swoje role grają też Gruzja i Armenia. Oto cytat ze s. 213-215:

Pozdrowienia i uściski

W książce „Europa. Opowieści podróżne” (Kontynenty, 2019) trafiłem na króciutki tekst Michała Rusinka pod tytułem „Propozycje uścisków esemesowych do wysłania z wybranych stolic europejskich”. Wśród nich na przykład taki:

Uściski z Pragi,

pomimo zgagi.

Albo:

Uścisk z Paryża,

bo Paryż zbliża.

W gronie kilkunastu propozycji zabrakło stolic, które szczególnie lubię, dobrze znam i często odwiedzam. Postanowiłem zatem uzupełnić tę lukę, tworząc kilka rymowanek, wychodząc z założenia, że byłoby dobrze, gdyby nawiązywały do specyfiki miejsca lub choć odrobinę to miejsce nam przybliżały. Oto one.

***

Pozdrowienia z Kiszyniowa,

mamałyga gotowa!

Kiszyniów jest stolicą Mołdawii, kraju, który nie zagościł jeszcze w powszechnej świadomości polskich turystów. Nie wszyscy wiedzą, że warto się tam wybrać, a pojechać trzeba ze względu na kilka mocnych atrakcji, pośród których wyjątkowa oryginalnością wyróżniają się największe na świecie piwnice winne. Właściwie to trudno wyobrazić sobie coś podobnego. Zanim się nie zobaczy, to i uwierzyć ciężko. Na przykład w to, że do piwnicy wjeżdża się autobusem, takim na dwudziestu pasażerów. Jeżdżą po niej samochody i wagoniki kolejki napędzane silnikiem elektrycznym. Pierwszeństwo ma Milestii Mici, posiada podwójny wpis do „Księgi rekordów Guinnessa”. Jeden za bezkonkurencyjną długość podziemnych tuneli (200 kilometrów!), drugi za największą kolekcję wina – wpis sprzed kilkunastu lat, podaje wielkość 1,5 mln butelek, ale ciągle dokładane są kolejne i dziś jest już ich niemal 2 mln.

Jednym z atutów wycieczki do Mołdawii jest też miejscowa kuchnia, pyszna i bogata w naturalne produkty, a wśród tamtejszych kulinariów podstawowym daniem jest mamałyga, czyli ugotowana kasza kukurydziana, podawana jako odpowiednik ziemniaków i chleba. Mamałyga była kiedyś podstawą wyżywienia tutejszej ludności, ale i dziś stanowi absolutny klasyk. Dlatego właśnie od niej zaczynamy spotkanie z miejscowymi specjałami. Już na pierwszą kolację po przylocie do Kiszyniowa, w towarzystwie muzyki granej na cymbałach i multance, serwują nam mamałygę, bryndzę, najprawdziwszą gęstą śmietanę i wieprzową świeżynkę. Potrawa jest absolutnym „must-see” każdego turysty, a spróbować należy nie tylko ze względów kulinarnych. Mołdawia, dawniej zwana Besarabią, jest z kukurydzianym daniem nierozerwalnie związana. To jej tradycja i kultura, coś dla społeczeństwa tak istotnego, jak wspomniane wyżej wino.

Stanisław Makowiecki, który urodził się na terenie dzisiejszej Mołdawii na początku XX wieku i mieszkał tam do roku 1920, napisał książkę o wdzięcznym tytule: „Mamałyga, czyli słońce na stole”. Dziś mówi się raczej, że powinna być na talerzu, ale kiedyś nie było tak elegancko. W wiejskiej chacie gospodyni gorącą jeszcze kukurydzianą kaszkę wyrzucała z garnka prosto na drewniany stół, na którym zastygała w przybierając owalną formę o pięknie żółtej barwie. Stąd porównanie do słońca. No może jeszcze i dlatego, że kukurydza zanim trafiła do kuchni, to czerpała energię z hojnych besarabskich promieni słonecznych.

Stalin mawiał, że mamałyga nie kipi. Znaczyć to miało tyle, że mołdawski naród można eksploatować i ciemiężyć do woli. Nie zbuntuje się, nie wybuchnie, pokornie znosząc swój los. Coś z tego zostało do dziś. Kiszyniów po rozpadzie ZSRR zamienił się w stolicę zapomnianego przez świat państewka na krańcu Europy, biednego i zawłaszczonego przez polityczne mafie. Ostatnie dziesięć lat przyniosło pewną poprawę, bywając tam co roku, obserwowałem jak kraj pięknieje, a wśród ludzi budzi się nadzieja i optymizm. Rozwijała się turystyka, atuty kraju dostrzegły biura podróży z różnych stron świata, od Austrii i Niemiec, po Japonię. Szło ku lepszemu, również dzięki funduszom przedakcesyjnym z Unii Europejskiej. Regularnie jednak krajem wstrząsały olbrzymie skandale polityczne, pokazujące jasno, że klasa rządząca pozwolić sobie tu może na defraudacje w zaskakująco dużej skali. Bo mamałyga nie kipi”.

Więcej informacji o książce: Krzysztof Matys, O podróżowaniu.