Mołdawia. O turystyce...

Autor: Krzysztof Matys

Książka „O podróżowaniu”. Fragment o Mołdawii

Miło mi poinformować, że nakładem wydawnictwa Paśny Buriat, ukazała się właśnie moja książka „O podróżowaniu”. Pojawiają się w niej różne kraje, w tym i oczywiście Mołdawia. Na przykład w zamieszczonym niżej fragmencie. Jest on częścią większego tekstu, w którym swoje role grają też Gruzja i Armenia. Oto cytat ze s. 213-215:

Pozdrowienia i uściski

W książce „Europa. Opowieści podróżne” (Kontynenty, 2019) trafiłem na króciutki tekst Michała Rusinka pod tytułem „Propozycje uścisków esemesowych do wysłania z wybranych stolic europejskich”. Wśród nich na przykład taki:

Uściski z Pragi,

pomimo zgagi.

Albo:

Uścisk z Paryża,

bo Paryż zbliża.

W gronie kilkunastu propozycji zabrakło stolic, które szczególnie lubię, dobrze znam i często odwiedzam. Postanowiłem zatem uzupełnić tę lukę, tworząc kilka rymowanek, wychodząc z założenia, że byłoby dobrze, gdyby nawiązywały do specyfiki miejsca lub choć odrobinę to miejsce nam przybliżały. Oto one.

***

Pozdrowienia z Kiszyniowa,

mamałyga gotowa!

Kiszyniów jest stolicą Mołdawii, kraju, który nie zagościł jeszcze w powszechnej świadomości polskich turystów. Nie wszyscy wiedzą, że warto się tam wybrać, a pojechać trzeba ze względu na kilka mocnych atrakcji, pośród których wyjątkowa oryginalnością wyróżniają się największe na świecie piwnice winne. Właściwie to trudno wyobrazić sobie coś podobnego. Zanim się nie zobaczy, to i uwierzyć ciężko. Na przykład w to, że do piwnicy wjeżdża się autobusem, takim na dwudziestu pasażerów. Jeżdżą po niej samochody i wagoniki kolejki napędzane silnikiem elektrycznym. Pierwszeństwo ma Milestii Mici, posiada podwójny wpis do „Księgi rekordów Guinnessa”. Jeden za bezkonkurencyjną długość podziemnych tuneli (200 kilometrów!), drugi za największą kolekcję wina – wpis sprzed kilkunastu lat, podaje wielkość 1,5 mln butelek, ale ciągle dokładane są kolejne i dziś jest już ich niemal 2 mln.

Jednym z atutów wycieczki do Mołdawii jest też miejscowa kuchnia, pyszna i bogata w naturalne produkty, a wśród tamtejszych kulinariów podstawowym daniem jest mamałyga, czyli ugotowana kasza kukurydziana, podawana jako odpowiednik ziemniaków i chleba. Mamałyga była kiedyś podstawą wyżywienia tutejszej ludności, ale i dziś stanowi absolutny klasyk. Dlatego właśnie od niej zaczynamy spotkanie z miejscowymi specjałami. Już na pierwszą kolację po przylocie do Kiszyniowa, w towarzystwie muzyki granej na cymbałach i multance, serwują nam mamałygę, bryndzę, najprawdziwszą gęstą śmietanę i wieprzową świeżynkę. Potrawa jest absolutnym „must-see” każdego turysty, a spróbować należy nie tylko ze względów kulinarnych. Mołdawia, dawniej zwana Besarabią, jest z kukurydzianym daniem nierozerwalnie związana. To jej tradycja i kultura, coś dla społeczeństwa tak istotnego, jak wspomniane wyżej wino.

Stanisław Makowiecki, który urodził się na terenie dzisiejszej Mołdawii na początku XX wieku i mieszkał tam do roku 1920, napisał książkę o wdzięcznym tytule: „Mamałyga, czyli słońce na stole”. Dziś mówi się raczej, że powinna być na talerzu, ale kiedyś nie było tak elegancko. W wiejskiej chacie gospodyni gorącą jeszcze kukurydzianą kaszkę wyrzucała z garnka prosto na drewniany stół, na którym zastygała w przybierając owalną formę o pięknie żółtej barwie. Stąd porównanie do słońca. No może jeszcze i dlatego, że kukurydza zanim trafiła do kuchni, to czerpała energię z hojnych besarabskich promieni słonecznych.

Stalin mawiał, że mamałyga nie kipi. Znaczyć to miało tyle, że mołdawski naród można eksploatować i ciemiężyć do woli. Nie zbuntuje się, nie wybuchnie, pokornie znosząc swój los. Coś z tego zostało do dziś. Kiszyniów po rozpadzie ZSRR zamienił się w stolicę zapomnianego przez świat państewka na krańcu Europy, biednego i zawłaszczonego przez polityczne mafie. Ostatnie dziesięć lat przyniosło pewną poprawę, bywając tam co roku, obserwowałem jak kraj pięknieje, a wśród ludzi budzi się nadzieja i optymizm. Rozwijała się turystyka, atuty kraju dostrzegły biura podróży z różnych stron świata, od Austrii i Niemiec, po Japonię. Szło ku lepszemu, również dzięki funduszom przedakcesyjnym z Unii Europejskiej. Regularnie jednak krajem wstrząsały olbrzymie skandale polityczne, pokazujące jasno, że klasa rządząca pozwolić sobie tu może na defraudacje w zaskakująco dużej skali. Bo mamałyga nie kipi”.

Więcej informacji o książce: Krzysztof Matys, O podróżowaniu.

Milestii Mici i Cricova

Dwie największe na świecie piwnice winne stanowią jedną z głównych atrakcji Mołdawii. Obiekty są absolutnie bezkonkurencyjne, nie sposób porównać je z czymkolwiek innym. Wśród odwiedzających wywołują pozytywne zaskoczenie. Bo czy mógłby ktoś, zanim tu przyjedzie, wyobrazić sobie, że będzie jeździł po podziemnych korytarzach autobusem?! Milestii Mici ma aż 200 km wykutych w skale tuneli, Cricova 120 km. Są to całe podziemne miasta, z ulicami, skrzyżowaniami i znakami drogowymi. Trzeba tam być! Między innymi z tego powodu wybieramy się na wycieczkę do Mołdawii.

Cricova, 120 km podziemnych korytarzy!

Właściwie trudno powiedzieć dlaczego miejsca te nie znalazły się jeszcze na liście UNESCO. W trakcie filmu pokazywanego w piwnicy Cricova pojawia się informacja, że trwają starania, by taki wpis uzyskać, ale poza tym żadnych konkretów. Domyślać się tylko można, że lista UNESCO byłaby dużym promocyjnym wsparciem dla całego mołdawskiego winiarstwa, co, jak twierdzą niektórzy, nie spotkałoby się ze zrozumieniem w niejednym wpływowym winiarskim kraju Zachodniej Europy.

Na tym filmie zobaczyć można jak po piwnicy z winem turyści wożeni są busami (od 30 sekundy):

Milestii Mici jest większa i dzięki temu bardziej znana. Posiada podwójny wpis do Księgi rekordów Guinnessa. Jeden za samą piwnicę (dwieście kilometrów!), drugi za największą kolekcję wina – wpis z 2007 roku podaje wielkość 1,5 mln butelek; ale ciągle dokładają nowe i dziś są to już niemal 2 mln! W trakcie zwiedzania piwnicy zobaczyć możemy część kolekcji, a na koniec w przyzakładowym sklepie kupić co nieco. Ceny nie są wysokie, jak na wino kolekcjonerskie wręcz niskie (od 5 do 15 euro), ale też jakość nie jest najlepsza. Wygląda na to, że Milestii Mici ciesząc się dużym powodzeniem ze względu na światowe rekordy, zapomniało popracować nad jakością. Więcej na ten temat w artykule: Mołdawia – królestwo wina.

Milestii Mici chętnie eksponuje wpis do „Księgi rekordów Guinnessa”.

W piwnicy tej urządzamy oczywiście degustacje, bo być tu, oglądać, a wina nie spróbować, to byłby błąd, nie co dzień przecież mamy okazję degustować w takim miejscu. I właśnie miejsce, jego ranga i znaczenie są w tej degustacji największym atutem, sam trunek już mniej. Miałem okazję próbować wielokrotnie, w degustacjach z dzbanów i z butelek, w połączeniu z obiadem i tylko z przekąskami. Na różne sposoby, w kolejnych latach i za każdym razem to samo – wino średnie. Mołdawia ma lepsze trunki do zaoferowania, więc nie rzucamy się w wir zakupów, czekając spokojnie na lepsze okazje.

Zobacz artykuł o największych turystycznych atrakcjach Mołdawii.

Milestii Mici znajduje się tuż za administracyjnymi granicami Kiszyniowa, blisko miejscowości Ialoveni, znanej z zakładu winiarskiego produkującego słynny Herez (Jerez) i w odległości 20 minut jazdy od międzynarodowego lotniska w Kiszyniowie, stąd też zdarza nam się w trakcie naszych wycieczek, zajechać tu ostatniego dnia, tuż przed powrotem do kraju.

Cricova, jedna z sal degustacyjnych, stylizowana na dno morskie.

Cricova, choć mniejsza, prezentuje się lepiej i pewnie dlatego to cieszy się większa sympatią zwiedzających. Podziemne korytarze i pomieszczenia, które oglądają turyści są ładniej urządzone. Położone 50 metrów pod powierzchnią ziemi sale degustacyjne robią naprawdę duże wrażenie. Od największej, zwanej „Prezydencką”, w której pięćdziesiąte urodziny świętował Władimir Putin, poprzez „Europejską” zwaną kiedyś salą Gagarina, na pamiątkę wydarzeń, kiedy to słynny kosmonauta zabłądził w Cricovej, po „Morską” urządzoną tak, by przypominała nam, że jesteśmy na dnie dawnego Morza Sarmackiego.

W Cricovej oglądamy linię do produkcji wina musującego tradycyjną szampańską metodą, położoną 100 metrów pod powierzchnią gruntu oraz to, co pozostało ze słynnej kolekcji win Hermana Goeringa. Najstarszym zdeponowanym tu trunkiem jest palestyńskie wino paschalne z 1902 rok. Tradycją Mołdawii jest, że partię tutejszych win otrzymują polityczni dostojnicy odwiedzający Kiszyniów. Butelki te eksponowane są w centralnej części kolekcji, a wśród znanych nazwisk dostrzeżemy też i polskich polityków.

Wino z Milestii Mici.

Cricova położona jest w odległości około 20 minut jazdy z Kiszyniowa, na północ od miasta, w stronę m.in. Starego Orgiejowa, stąd też często w trakcie wycieczki zajeżdżamy tam po drodze do Orgiejowa ((Orheiul Vechi) zwanego skansenem Mołdawii i dalej do Sorok.

Jak powstały? Obie piwnice w ten sam sposób. Po drugiej wojnie światowej odbudowywano zniszczony przez bombardowania Kiszyniów, a że najbliższe okolice miasta obfitowały w miękki wapienny kamień, to zamieniono je w duże kamieniołomy. Drążono najpierw ręcznie, później przy pomocy specjalistycznych maszyn (jedną z nich możemy dziś zobaczyć w trakcie zwiedzania). W pustych korytarzach stwierdzono warunki idealne dla winiarstwa: stałą i wysoką wilgotność ok. 90 proc. oraz temperaturę 12-14 stopni. Za datę powstania Milestii Mici uznaje się rok 1969, w przypadku Crivovej jest to rok 1952.

Obiad z winem i muzyką w piwnicy Milestii Mici.

W ramach Związku Radzieckiego były olbrzymimi kombinatami, których celem było zaspokojenie lwiej części potrzeb na wino całego ZSRR. Dziś produkcja trafia do wielu krajów, w tym do Polski, a jednym z najistotniejszych odbiorców stały się Chiny.

Na zakończenie warto wspomnieć, że między piwnicami trwa rywalizacja. Odczuć mogą ją turyści słuchający opowieści miejscowych przewodników, którzy pozwalają sobie na uszczypliwe komentarze pod adresem konkurencji. Przekomarzania te traktujemy trochę jak miejscowy koloryt i jedną z atrakcji dorzucając kilka wątków, które w tym sympatycznym sporze można twórczo wykorzystać. Tak więc, co prawda Milestii Mici nominalnie jest większe (200 km podziemnych korytarzy) ale możliwe, że to Cricova ma większą powierzchnię wykorzystaną do produkcji winiarskiej, ponieważ zajmuje ona podobno około 80 km, gdy w Milestii Mici „tylko” 50 km.

Ozdobą Cricovej jest tamtejsza kolekcja win. Najstarsza butelka pochodzi z 1902 roku.

Cricova jest też głębszą piwnicą, linia do produkcji win musujących znajduje się na głębokości około 100 metrów, a najniżej położony punkt w Milestii Mici, to „ledwie” nieco ponad 80 metrów pod powierzchnią. Cricova ma też lepsze wina, a na szczególną uwagę zasługują tutejsze szampany, w tym przede wszystkim te produkowane tradycyjną metodą wtórnej fermentacji w butelce oraz bardzo popularne wina musujące typu włoskiego, a więc powstające w wyniku wtórnej fermentacji w cysternach (coś, jak znane dziś powszechnie Proseco).

Za to Milestii Mici ma zdecydowanie najlepiej rozpoznawalny obiekt-symbol. Jest to słynna fontanna wina, która pojawia się bodaj we wszystkich turystycznych relacjach z Mołdawii. Tak naprawdę, fontanny są dwie, jedna obok drugiej, ale na fotografiach zdecydowanie lepiej wychodzi ta z winem czerwonym. Zdjęcie tu zrobić należy koniecznie!

Fontanna wina w Milestii Mici.

Polecamy też artykuł: Mołdawia – królestwo wina!

Tekst i zdjęcia: Krzysztof Matys

Wycieczka do Mołdawii

Święto wina w Kiszyniowie

Właśnie teraz, 7 i 8 października, w stolicy Mołdawii ma miejsce wielkie winiarskie wydarzenie. Jak co roku, na główny plac miasta (przy pomniku Stefana Wielkiego) ściągają winiarze z całego kraju. Do wyjątkowa okazja by w jednym miejscu, w tak krótkim czasie, spróbować trunków od tak wielu producentów.

Centrum Kiszyniowa 7 października 2017 r. Święto wina.

Centrum Kiszyniowa 7 października 2017 r. Święto wina.

Hotel mamy tuż obok, 5 minut spacerkiem. Pogoda dopisuje. Korzystamy więc, ile się da.

Jak to wygląda w praktyce? Przy wejściu na plac można kupić kieliszek (taki, jak na zdjęciu niżej). Rozwiązanie to bardzo wygodne, naczynie wyposażone jest w sznurek, można zawiesić je na szyi. Do kompletu dostajemy też książeczkę z kuponami. W swojej naliczyłem 24 bilety. Każdy na jedną degustację. W sumie więc 24 kieliszki wina (i koniaku). Za cenę 200 mołdawskich lei, czyli 45 złotych. W tym takie marki, jak Cricova, Milestii Mici, Bostavan, Purcari, Kvint, Bardar, Calarasi, Chateau Vartely… Dużo. Ale w programie tym nie da się zmieścić oczywiście wszystkich wytwórców. W tym roku brakuje, np. winnicy Et Cetara. Kto zna i wie, że warto, zostawi książeczkę z kuponami na boku i podejdzie do stoiska Et Cetara, zapłaci kilka lei i dostanie kieliszek przedniego wina.

Kieliszek za 200 lei. W tle Łuk Triumfalny z 1840 roku.

Kieliszek za 200 lei. W tle Łuk Triumfalny z 1840 roku.

Tam, gdzie wino, jest też dobre jedzenie. Dlatego też dookoła dużo stoisk z mołdawskimi specjałami, nad placem snuje się pełen aromatów dym z grillów. Dwa dni święta, to też dobra okazja, żeby pooglądać występy folklorystycznych zespołów oraz zrobić sobie zdjęcie w towarzystwie Mołdawian ubranych w stroje ludowe. Turyści z całego świata chętnie z tego korzystają.

Wino w Mołdawii, to temat ważny, niezmiernie istotny segment gospodarki. Stanowi 20 proc. PKB Mołdawii oraz 30 proc. eksportu tego kraju.

Straganami zastawiony jest też Park Katedralny. W tle katedra prawosławna z 1835 r.

Straganami zastawiony jest też Park Katedralny.

Tu znajdują się dwie największe na świecie piwnice winne. Milesti Mici ma aż 200 km (dwieście!) podziemnych tuneli. Druga co do wielkości Cricova to wykute w skale miasto, którego tunele rozciągają się na długość 120 km! Zwiedzamy je przemieszczając się po nich samochodami. Najgłębsze części znajdują się aż 100 metrów pod powierzchnią ziemi! Warto wybrać się do Mołdawii choćby po to, żeby odwiedzić te piwnice. Więcej o tym w artykule: Mołdawia – królestwo wina.

Turyści chętnie fotografują się z Mołdawianami w tradycyjnych strojach.

Turyści chętnie fotografują się z Mołdawianami w tradycyjnych strojach.

Jest jeszcze jedna ważna rzecz. Wino w Mołdawii nie jest alkoholem! Wiosną tego roku parlament w Kiszyniowie przyjął ustawę, mocą której wino wykreślono z listy napojów alkoholowych. Od pół roku jest ono po prostu produktem spożywczym. Dlaczego tak? Ze względu na duże spożycie, w Mołdawii obowiązują przepisy antyalkoholowe (ograniczenia w reklamie i handlu). I, żeby restrykcje te nie dotknęły wina, które jest  produktem strategicznie ważnym, to zdecydowano uznać formalnie wino za napój niealkoholowy. Turyści żartują sobie, że dzięki temu można wypić go więcej.

Wycieczka do Mołdawii

Tekst i zdjęcia: Krzysztof Matys

Aktualne informacje. Mołdawia i Naddniestrze

W artykule postaram się przedstawić najświeższe praktyczne informacje dotyczące m.in. bezpieczeństwa, cen, wymiany pieniędzy i nowych atrakcji turystycznych.

Prawosławna katedra Narodzenia Pańskiego. Centrum Kiszyniowa

Prawosławna katedra Narodzenia Pańskiego. Centrum Kiszyniowa

W sierpniu tego roku, po kilkuletniej przerwie wróciłem do Mołdawii. To nie była długa przerwa, a mimo to widać różnicę. Kraj zmienił się na lepsze. Skończono drogę z Kiszyniowa do Sorok, teraz to ładny i równy asfalt, po którym autokar może przemieszczać się z dużą prędkością. Tras gorszej jakości zostało już niewiele, tracą więc na aktualności opowieści sprzed lat o kłopotliwym podróżowaniu po dawnej Besarabii.

Nowe naddniestrzańskie ruble - plastikowe monety

Nowe naddniestrzańskie ruble – plastikowe monety

Pojawiły się też nowe hotele, szczególnie w Kiszyniowie. Powstają restauracje z mołdawską kuchnią specjalizujące się w obsłudze turystów. Stolica nabrała europejskiego charakteru. Zrobiła się jakby weselsza i odważniej spogląda w kierunku Zachodu. Od dwóch lat Mołdawianie mogą podróżować do Unii Europejskiej bez wiz, znoszone są kolejne bariery dotyczące handlu między Mołdawią a UE. W Kiszyniowie przy budynkach rządowych powiewają unijne flagi. Oczywiście w polityce może zdarzyć się jeszcze wiele, przystąpienie do wspólnoty europejskiej nie jest jeszcze przesądzone, ale gdyby nawet integracja miała zatrzymać się na tym etapie, to i tak wydarzyło się już wiele, a kraj po prostu wyładniał. Unowocześniono infrastrukturę i zwiększono ruch turystyczny. Zobacz artykuł: Mołdawia nieznana.

Aktualny wygląd twierdzy w Sorokach

Aktualny wygląd twierdzy w Sorokach

Co jeszcze się zmieniło? Na basztach twierdzy w Sorokach zamontowano dach. Stąd też ikona kraju (na tyle ważna, że jej wizerunek znajduje się na mołdawskich dowodach osobistych) wygląda teraz inaczej. Na szczęście nie zmienił się gospodarz obiektu. Nadal można tu spotkać znanego, bardzo charyzmatycznego kustosza Nicolae Bulata i poprosić go o opowieść o historii twierdzy. O samych polskich wątkach dotyczących Sorok pan Bulat może opowiadać godzinami.

Jeśli chodzi o atrakcje turystyczne, to lada moment otwarta zostanie kolejna. Chodzi o ważny zabytek, pałac Manuc-beja w mieście Hincesti (35 km od Kiszyniowa). Na razie działa tylko niewielkie muzeum w dawnym pałacyku myśliwskim (dzieło słynnego architekta Aleksandra Bernardazziego), właśnie ale kończy się remont głównego budynku. Będzie to jeden z bardziej reprezentacyjnych obiektów w kraju.

Restaurowany pałac Manuc-beja w Hincesti

Restaurowany pałac Manuc-beja w Hincesti

W separatystycznym Naddniestrzu pojawiały się nowe monety. Bardzo oryginalne, bo… plastikowe. Wyglądają jak żetony, miejscowi ich nie lubią, ale turyści jak najbardziej. Są oryginalną pamiątką z kraju, który oficjalnie nie istnieje. Poza tym w Naddniestrzu po staremu. Mimo pewnych kłopotów gospodarczych (blokada ze strony Ukrainy i ograniczenie rosyjskich dotacji) nadal spokojnie i bezpiecznie. Śmiało można jechać. Wytwórnia koniaków (brandy) Kvint w Tyraspolu nadal działa i chętnie przyjmuje turystów na degustacje (jedne z lepszych na jakich byłem). Na granicy nie trzeba już wypisywać kartek wjazdowych, drukuje je maszyna po zeskanowaniu naszych paszportów.

Wybierając się do Naddniestrza nie potrzebujemy wiz, wystarczy paszport, ale na granicy musimy zadeklarować jak długo tam zostaniemy. Jeśli nie więcej niż 8 godzin, to nie są wymagane żadne formalności. Jeśli zostajemy na noc, to trzeba zgłosić meldunek na posterunku milicji. Rzecz jasna w imieniu turystów robi to hotel.

Myśliwski pałacyk w Hincesti, posiadłość Manuc-beja

Myśliwski pałacyk w Hincesti, posiadłość Manuc-beja

W przypadku Naddniestrza to sprostowania wymaga jedna rzecz. W przewodnikach, również tych wydanych niedawno, powtarza się informacja, że twierdza w Benderach jest zamknięta dla zwiedzających. Nie wiem skąd takie wiadomości. Twierdza jest otwarta i to już od ładnych kilku lat. Można ją zwiedzać i na pewno warto tu zajrzeć.

W stosunku do sytuacji sprzed kilku lat zmieniło się też to, że LOT uruchomił bezpośrednie połączenia z Warszawy do Kiszyniowa. To bardzo wygodne rozwiązanie. Niecałe dwie godziny w samolocie i już jesteśmy na miejscu. Bardzo dogodne są też godziny wylotów, warto więc wziąć pod uwagę takie rozwiązanie. Lotnisko znajduje się na obrzeżach Kiszyniowa. Jeśli nie ma korków to dojazd do centrum miasta zajmuje ledwie 20 minut. Port lotniczy jest niewielki, obecnie przechodzi kapitalny remont i przebudowę. Wylatując możemy zrobić zakupy w strefie wolnocłowej (płatność w mołdawskich lejach, euro i dolarach lub kartami płatniczymi). Sporą część strefy stanowią oczywiście miejscowe wina i koniaki (jest też naddniestrzański Kvint). Ceny nieznacznie wyższe od tych, które są w sklepach Kiszyniowa. Polecam artykuł: Mołdawia – królestwo wina.

Degustacja koniaków Kvint. Tyraspol, Naddniestrze

Degustacja koniaków Kvint. Tyraspol, Naddniestrze

A jeśli chodzi o ceny, to niżej przedstawiam aktualne:

Kawa w restauracji w Kiszyniowie: 30 lei;

Woda mineralna w sklepie: 8 – 10 lei;

Pięcioletni koniak (0,5 litra) w sklepie: 85 – 100 lei.

Kurs walut z sierpnia 2016:

1 EUR = 21 mołdawskich lei;

1 USD = 18,5 mołdawskich lei.

Kantorów w centrum Kiszyniowa jest dużo, są dobrze oznaczone. Wymiana nie jest narażona na przykre niespodzianki, nie jest pobierana żadna ekstra prowizja. Jak zostaną nam mołdawskie leje, to bez problemu wymienimy też w drugą stronę, na euro lub dolary.

Twierdza w Benderach (Naddniestrze). Można ją zwiedzać!

Twierdza w Benderach (Naddniestrze). Można ją zwiedzać!

Trochę inaczej wygląda to w Naddniestrzu. W związku z kryzysem gospodarczym i niedoborem walut tamtejsze kantory coraz częściej odmawiają wymiany miejscowej waluty na euro lub dolary. Dlatego wjeżdżając do Naddniestrza trzeba zastanowić się nad tym ile tamtejszych rubli potrzebujemy. Kurs z sierpnia 2016:

1 EUR = 15,6 naddniestrzańskich rubli;

1 USD = 14 naddniestrzańskich rubli.

Lotnisko w Kiszyniowie

Lotnisko w Kiszyniowie

Mołdawia ciągle czeka na odkrycie przez masowego turystę. Prędzej czy później to nastąpi. Jeśli macie ochotę na coś ciekawego i oryginalnego, to jedźcie tam teraz, póki wszystkie atrakcje można jeszcze zwiedzać komfortowych warunkach, bez konieczności przeciskania się w gąszczu innych wycieczek. Jest bezpiecznie i sympatycznie, również w Naddniestrzu. Mam nadzieję, że tak zostanie.

Wycieczka do Mołdawii

Tekst i zdjęcia: Krzysztof Matys

Odkrywamy Mołdawię

Światowa Organizacja Turystyki Narodów Zjednoczonych (UNWTO) stworzyła ranking najrzadziej odwiedzanych krajów naszego kontynentu. Mołdawia zajmuje trzecie miejsce. Mniej turystów przyjeżdża już tylko do San Marino i Liechtensteinu. W 2014 roku w Mołdawii było ledwie 94 tys. turystów. Dla porównania w zajmującej pierwsze miejsce Francji – aż 83 mln!

Fontanna wina w Milestii Mici

Fontanna wina w Milestii Mici

Na czwartym miejscu rankingu jest Białoruś (137 tys. turystów). To dość zaskakujące. Pierwszą trójkę najrzadziej odwiedzanych państw tworzą kraje małe. A San Marino i Liechtenstein nie mają nawet lotniska! Przy nich Białoruś wyróżnia się wielkością i potencjałem. Dlaczego zatem tak mało osób ją odwiedza? Decyduje pokutujący na Zachodzie obraz kraju. Turyści boją się Białorusi, odstrasza ich wizerunek „ostatniej europejskiej dyktatury”. A jak tam jest naprawdę? Polecam artykuł Wycieczka do Grodna.

Jedna z sal degustacyjnych w piwnicach winnych Cricova

Mołdawia jest atrakcyjnym kierunkiem. Ma wiele do zaproponowania. Od zabytków, przez malownicze krajobrazy, dobrą kuchnię i naprawdę niezłe wina. Magnesem przyciągającym turystów są największe na świecie piwnice winne. Milestii Mici wpisana jest do Księgi rekordów Guinnessa. Druga jest Cricova (120 km tuneli), która słynie też z tego, że wśród tutejszych korytarzy zabłądził Juri Gagarin, a Władimir Putin świętował swoje 50. urodziny.

Na granicy z autonomią Gagauzji

W Mołdawii byłem kilka razy. Tłumów oczywiście nie widać, ale spotykałem wycieczki naprawdę z daleka, wśród nich grupy chociażby z Japonii i USA. Zjeździłem cały kraj, od separatystycznego Naddniestrza po autonomiczną Gagauzję. Podróżowałem sam i jako pilot-przewodnik z  grupą turystów. Wszędzie jest bezpiecznie! Nie zauważyłem najmniejszego zagrożenia.

Twierdza w Sorokach

Twierdza w Sorokach sprzed kilku lat

Jeszcze bardziej kraj ten atrakcyjny wyda się turystom poszukującym nowych i ciekawych kierunków. Aura wyjątkowości roztacza się nad Mołdawią. Można zaryzykować stwierdzenie, że jest to najbliższy Polsce nieznany ląd. Przyciąga nimbem egzotyki. Dobrze, że jeszcze są takie miejsca!

i twierdza w Sorokach dziś, dodano efektowne daszki

Po co podążać za tłumem i jeździć tam, gdzie wszyscy?! Nie jest to ani ciekawe ani rozsądne. W tłumie mniej się zobaczy, a liczyć można co najwyżej na utrudnienia. Właśnie z czymś takim mamy do czynienia na Kubie. Nagle pół świata sobie o niej sobie przypomniało. Wiosną 2016 roku będzie tam masa ludzi. Raczej mało komfortowo.

Są tacy, którzy świadomie wybierają mniej uczęszczane kierunki. I to jest właściwa metoda! Tak podróżuję od lat. Wiem, że niektóre miejsca nie są popularne wyłącznie ze względu na brak odpowiedniej reklamy. Mołdawia jest tego najlepszym przykładem. Mało kto tam jeździ, bo mało kto wie, że warto. Jedźcie, przekonajcie się. Nie będziecie żałować!

Pełną wersję artykułu znajdziecie tu: Mołdawia nieznana.

Wycieczka do Mołdawii

Naddniestrze. Lenin w Tyraspolu

Komunizm na niby. Takie jest Naddniestrze. Dziennikarze i publicyści słabo znający lokalne realia zbyt łatwo komentują obrazki. Widzą Lenina na pomniku, to automatycznie używają określenia „skansen komunizmu”. Byłem tam kilka razy. Jak na skansen, to jest to całkiem nowoczesne miejsce. Prezentuje się lepiej niż spora część terytorium Mołdawii i Ukrainy. Nie chcę gloryfikować. Znam polityczne układy, wiem kto za tym wszystkim stoi i czemu służy to niby-państwo. Ale skansenem to ono nie jest. A już na pewno nie komunizmu! Szczególnie stołeczny Tyraspol – jest zadbanym i ładnym miastem. Zobacz: Naddniestrze i Mołdawia, aktualne informacje.

naddniestrze_tyraspol_widokowka

Widokówka z Naddniestrza

Naddniestrze tylko w ograniczonym zakresie nawiązuje do minionych czasów. Ponieważ cały swój byt (od narodzin w 1991 roku po dzisiejszą sytuację gospodarczą) zawdzięcza Moskwie, to gloryfikuje się tu wszystko co rosyjskie. Na banknotach naddniestrzańskich rubli jest Aleksander Suworow, a pomniki z Leninem dzieli Grigirij Potiomkin. Rosyjscy bohaterowie, którzy podbijali te tereny w końcówce XVIII wieku służą dziś „państwowej” identyfikacji Naddniestrzan. Z jednej strony książę, hrabia i generał carskiej Rosji, z drugiej ZSRR! Sierp i młot dla picu. Billboardy z komunistyczną symboliką ustawiono na tle biznesowych, prywatnych przedsięwzięć! W Tyraspolu krążą spore pieniądze.

naddniestrze_pieniądze_waluta_ruble

Naddniestrzańskie ruble

Jakoś trzeba uzasadnić byt quasi-państwa. Trzeba zbudować historię „narodu”. Potrzebny jest mit założycielski i bohaterowie. A, że „naród” naddniestrzański jest niewielki, bardzo młody i swoich bohaterów historycznych choćby ze świecą szukać, to sięga się po takie postacie jak Lenin, Suworow i Potiomkin.

Lenin w Tyraspolu

Wycieczka: Mołdawia – Naddniestrze.

W Naddniestrzu żyją Mołdawianie (32 proc.), Rosjanie (30 proc) i Ukraińcy (29 proc.). Oficjalnie to quasi-państwo liczy 550 tys. mieszkańców, ale w rzeczywistości mieszka tu około 370 tys. osób. Pozostali wyjechali za pracą. Głównie do Rosji i Mołdawii. Część na Zachód. Dokumenty naddniestrzańskie nie są uznawane nigdzie na świecie, więc „obywatele” starają się o paszporty krajów ościennych. I tak, około 220 tys. posiada dokumenty mołdawskie, 120 tys. rosyjskie, a 100 tys. ukraińskie. Ciekawostką jest fakt, że na terytorium Rosji i Białorusi Naddniestrzanie mogą wjechać na starych, jeszcze radzieckich papierach.

nadniestrze_potiomkin_pomnik_fot_krzysztofmatys

Pomnik Potiomkina

Twór pod tytułem Pridniestrowie powstał przy pomocy rosyjskiej armii (mimo wcześniejszych deklaracji i zobowiązań stacjonuje tam do dziś). Przez lata określany był jako prywatne parapaństwo (koncern Sheriff) i organizm biznesowo-mafijny. Dużo w tym racji. Naddniestrze dawało możliwości generowania sporych dochodów na cłach, licencjach, monopolach, opłatach i defraudacji rosyjskich subwencji. Lokalne elity dalej budują swój finansowy dobrobyt, a Rosja w zamian ma możliwość ingerowania w sprawy Mołdawii i wywierania wpływu na politykę całego regionu. Taki biznesowo-polityczny układ. Właściwie można by go nazwać prywatnym państwem. Tyle, że z zachowaniem, przynajmniej z grubsza, warunków demokracji. Jest system wielopartyjny, parlament i powszechne wybory prezydenckie.

Herb Naddniestrzańskiej Republiki Mołdawskiej

W turystycznym ujęciu Naddniestrze jest atrakcyjnym miejscem. Nie chciałbym, aby publicystyczne komentarze ukształtowały negatywny wizerunek Pridniestrowia. Nazywanie go „skansenem komunizmu” mija się z prawdą. To nie jest Korea Północna!

naddniestrze_bendery_twierdza_fot_krzysztofmatys

Twierdza w Benderach

Całkiem miło można spędzić tu czas. W Tyraspolu polecam bardzo dobry czterogwiazdkowy hotel Rossia i kapitalną ukraińską restaurację Kumaniok! Odwiedzić trzeba też wytwórnię koniaków Kvint (założona w 1897 roku), a przynajmniej przyzakładowy sklep – trunki pierwsza klasa! Godna uwagi jest twierdza w granicznych Benderach (Tighina). Położona tuż nad Dniestrem prezentuje się bardzo malowniczo i ma swoją bogatą historię. Weszła na arenę dziejów Europy przy okazji konfliktów i sojuszy z udziałem Szwecji, Rosji i Turcji w XVIII wieku. To właśnie tu znalazł azyl król Szwecji Karol XII po przegranej bitwie pod Połtawą. Tu Filip Orlik (Pyłyp Orlyk) sporządził dokument, który uchodzi za pierwszą konstytucję Ukrainy („Konstytucja Benderska”, 1711 r.).

Naddniestrzańskie ruble – plastikowe monety

Zresztą cały region z dumą nawiązuje do przeszłości. Nazwa stołecznego Tyraspola jest świadectwem obecności kultury antycznej. Dniestr to po grecku Tiras. Rzeka ta była granicą świata cywilizacji śródziemnomorskiej, to rzymski limes orientalias.

Degustacja koniaków Kvint w Tyraspolu

Nie potrzebujemy wiz, bez żadnych kłopotów wjeżdżamy do Naddniestrza od strony Mołdawii. Nie spotkałem się z utrudnieniami czy próbami wymuszenia łapówki (o takich przypadkach piszą osoby podróżujące indywidualnie). Być może pomagała nam ranga grupy zorganizowanej i oficjalne dokumenty biura podróży. W każdym bądź razie nigdy nie miałem z tym żadnych kłopotów.

naddniestrze_tyraspol_lenin_fot_krzysztofmatys

Pomnik Lenina w Tyraspolu

Sama granica jest turystyczną atrakcją. Przekraczamy przecież coś, co formalnie nie istnieje. Granicy tej, jak i samego Naddniestrza, nie uznaje cały świat, łącznie z Polską. (Dlatego nie otrzymamy tu stempla do paszportu. Pogranicznicy stawiają pieczątki na luźnych kartkach – trzeba je wypełnić wjeżdżając do Naddniestrza). To jedno z podróżniczych doświadczeń. Zawsze będzie można powiedzieć, że było się w kraju, który nie istnieje.

Zobacz też artykuł: Parapaństwa: Naddniestrze, Górski Karabach…

Ładnie odrestaurowana twierdza w Benderach

PS. Coś, co my nazywamy Naddniestrzem, tam na miejscu nosi nazwę Naddniestrzańskiej Republiki Mołdawskiej (Приднестровская Молдавская Республика). W Polsce spotkać się można też z formą Zadniestrze, ale nie jest ona chyba godna polecenia, gdyż powstała w czasach źle kojarzącej się rumuńsko-niemieckiej okupacji (1941-1944). Wtedy region ten, (sięgający aż do Odessy) rumuńscy urzędnicy nazwali Transnistrią, czyli właśnie Zadniestrzem. Pamiętać warto, że w Tyraspolu nie lubią tej nazwy.

Billboard w Tyraspolu odliczający wiek Naddniestrzańskiej Mołdawskiej Republiki

W sensie formalnym, cały obszar Naddniestrza jest integralną częścią Mołdawii. Władz w Tyraspolu i odbywających się tam wyborów nikt nie uznaje. W rzeczywistości jest to osobne państwo.

Tekst i zdjęcia: Krzysztof Matys.

Wycieczka: Mołdawia i Naddniestrze

Gagauzja

Brzmi egzotycznie. Gdzie to jest? Co to jest? Nigdy o czymś takim nie słyszałem. To częsta reakcja turystów. Gagauzję mamy w programie wycieczki do Mołdawii. Swoją drogą to dobrze, że tak blisko Polski jest miejsce, które potrafi nas zaskoczyć. Jest jeszcze coś do odkrycia. Dzięki temu świat wydaje się ciekawszy.

flaga gagauzji

Flaga Gagauzji

Gagauzja to obszar południowej Mołdawii. Zajmuje nieco ponad 5 proc. powierzchni kraju, a zamieszkuje go ok. 170 tys. ludzi. Stolicą regionu jest miasteczko Kamrat (20 tys. mieszkańców).

Jest przynajmniej kilkanaście teorii próbujących wyjaśnić pochodzenie Gagauzów. Większość skłania się ku koncepcji, że jest to jeden z ludów tureckich, który po przywędrowaniu na te tereny przyjął prawosławie. W kuchni gagauskiej (dobra restauracja gagauska jest w Kiszyniowie) dominują wpływy tradycji muzułmańskiej – dużo je się tu baraniny, koziny i drobiu.

godło gagauzji

Godło Gagauzji

Gagauz Yeri, czyli Autonomia Gagauska powstała w 1994 roku, na mocy ustawy parlamentu mołdawskiego. W ten sposób władze w Kiszyniowie zażegnały trwający od 1990 roku spór o status Gagauzji i zapobiegły możliwości wybuchu wojny domowej. Autonomia ma swoje lokalne władze, flagę i godło. Ma też liczne problemy. Najważniejszym jest ubóstwo regionu. Niemal z każdej rodziny ktoś wyjechał za chlebem do Rosji, Turcji lub Rumunii. Bez tego wsparcia nie dałoby się tu utrzymać. Gagauzja jeszcze bardziej niż pozostałe regiony Mołdawii jest zapóźniona gospodarczo. Ale przez to bardzo urokliwa i atrakcyjna turystycznie.

Muzeum Gagauskie w Besalmie. Fot. Krzysztof Matys

Podstawę miejscowej gospodarki stanowi rolnictwo, w którym główną rolę odgrywa uprawa winorośli. Według statystyk ponad 60 proc. PKB Gagauzji zależy od przemysłu winnego. Gagauskie wina można też kupić w Polsce. Ale oczywiście głównym odbiorcą była Rosja. Dotkliwym dla regionu ciosem stało się wprowadzenie przez Moskwę embarga na mołdawskie wina. W ten sposób władze na Kremlu ukarały rząd w Kiszyniowie za prozachodnie dążenia, wyrażone ostatecznie parafowaniem umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską na szczycie w Wilnie (listopada 2013).

granica z Gagauzją

Granica Autonomii Gagauzji

Gagauzowie bardziej niż z Mołdawią czują więź z Rosją. W regionie, w powszechnym użyciu są trzy języki, obok gagauskiego i mołdawskiego oczywiście rosyjski. I to ten ostatni jest językiem dominującym. Miejscowi obawiają się mołdawskiej (względnie rumuńskiej) dominacji oraz liczą na ekonomiczne wsparcie ze strony Rosji. Jeśli na poważnie brać deklaracje władz Autonomii, to wynikałoby z nich, że Gagauzja do Unii Europejskiej się nie wybiera. Od lat powtarzają, że co prawda oddzielać się od Mołdawii na razie nie chcą, ale jakby co, to zawsze mogą. To „jakby co” oznacza wejście do UE.

W lutym tego roku Gagauzowie urządzili referendum. 98,5 proc. uczestników opowiedziało się za przystąpieniem do tworzonej przez Rosję Unii Celnej, a tylko 1,5 proc. za stowarzyszeniem z Unią Europejską. Plebiscyt ten nie został uznany przez Kiszyniów, a pikanterii wydarzeniu dodawał fakt, że głosowanie opłacone zostało przez jednego z rosyjskich milionerów.

Kamrat, stolica Gagauzji. Przed budynkiem władz autonomii nadal stoi pomnik Lenina. Fot. Krzysztof Matys

Ma więc Mołdawia twardy orzech do zgryzienia. Na jej drodze do UE stoi nie tylko problem Naddniestrza, ale też Autonomii Gagauskiej. To w warstwie politycznej. W turystyce natomiast Gagauzja może być sporym atutem Mołdawii, jako jeden z nielicznych, prawdziwie egzotycznych obszarów Europy.

Wycieczka Mołdawia z Gagauzją

Zobacz też: Mołdawia nieznana.

Mołdawia czy Mołdowa?

Temat ten pojawia się dość często. Wracam do niego w związku z cytowanymi dziś przez Polskie Radio wypowiedziami premiera Donalda Tuska, który w trakcie rozmowy z dziennikarzami raczył kilkukrotnie powtórzyć, że wybiera się do Mołdowy.

Flaga Mołdawii

Flaga Mołdawii. Na tarczy widoczna jest głowa tura. Zwierzę to jest symbolem Mołdawii. Ale tury dawno już wyginęły. Dziś próbują je zastąpić sprowadzone z Polski żubry.

No i właśnie, do jakiego kraju udaje się dziś premier polskiego rządu?

Zdecydowanie do Mołdawii. Nie ma takiego państwa jak Mołdowa! I szczerze powiedziawszy nie wiem skąd Donald Tusk zaczerpnął taką formę. W języku polskim zalecana jest „Mołdawia”. Taka jest decyzja Komisji Standaryzacji Nazw Geograficznych poza Granicami Rzeczypospolitej Polskiej (Zeszyt 11, część 1, Warszawa 2009, s. 144.). Ewentualnie, jeśli ktoś chciałby zachować pisownię i wymowę angielską, mógłby pozostać przy formie „Moldova”.

A oto dostępna w internecie wypowiedź jednego z językoznawców (Poradnia PWN):

Państwo to nazywamy Mołdawią lub oficjalnie Republiką Mołdawii. (…). Sądzę, że nazwa Republika Mołdowy może być u nas akceptowana w wąskim obiegu oficjalnym, np. w pismach dyplomatycznych. Nie wiem jednak, czy to rzeczywiście potrzebne. Nazwa Mołdowa z pewnością nie zasługuje na polecenie.

Na szczęście Kancelaria Prezesa Rady Ministrów na swojej stronie internetowej używa poprawnej formy. Zobacz: Rozmowy o Ukrainie. Wizyta premiera Tuska w Mołdawii.

Tekst: Krzysztof Matys, luty 2014.

Mołdawskie wino

Mam wrażenie, że w Polsce nie doceniamy tego wina. Chyba dlatego, że nie cenimy samej Mołdawii. Kraj ten jest czymś w rodzaju białej plamy. Nie bardzo wiemy gdzie leży, a nawet mamy wątpliwości jak się nazywa (Mołdawia czy Mołdowa?). Kojarzy się z biedą i aż trudno uwierzyć, że to Europa. Nasi turyści byli już wszędzie, ale jeszcze nie tam. To chyba ostatni nieodkryty europejski ląd.

Wina z Purcari

Przy takiej świadomości trudno założyć, że mogą tam wytwarzać dobre wino. Znaczenie ma też jakość sprowadzanych do Polski trunków. Importerzy Mołdawią obstawili dolne półki. Taki los. A tymczasem… No właśnie. Znajdziemy tu całkiem porządne trunki. A jeśli weźmiemy pod uwagę stosunek ceny i jakości, to zrobi się jeszcze ciekawiej. Jednym z bardziej interesujących win jest Negru de Purcari. Zwane tu trunkiem królewskim. Od wielu lat trafia na stół Elżbiety II. Czerwone, wytrawne, swój wyrazisty i oryginalny smak zawdzięcza dodatkowi gruzińskiego szczepu saperawi. Godna uwagi jest sama winnica Purcari. Niewielka, nowoczesna, z dobrą restauracją i hotelem. Bardzo ładne miejsce. Zobacz film: Mołdawia winem płynąca.

Turystyka winiarska

Myślę, że warto wybrać się do Mołdawii. Dla miłośników wina będzie to ciekawe doświadczenie. Tygodniowy wyjazd wypełni zróżnicowany, atrakcyjny program. Wizyty w ogromnych winnicach, największych na świecie piwnicach, ale też i niewielkich, a rewelacyjnych wytwórniach.

Fontanna w Milesti Mici

Skarbem Mołdawii jest ziemia. Grunty orne najlepszej jakości. Większość powierzchni kraju zajmują czarnoziemy. Tak dobre, że Niemcy w czasie wojny wywozili je stąd pociągami. Ciepły klimat i wapienny podkład dają idealne warunki do uprawy winogron.

Cricova. Piwnice z winem

Pozyskując kamień do budowy Kiszyniowa w skałach z muszlowca wydrążono rozległe sztolnie. W ten sposób powstały olbrzymie podziemne korytarze. Szybko okazało się, że panują w nich idealne warunki dla dojrzewania i przechowywania wina. Stała temperatura od 12 do 14 stopni Celsjusza i wysoka wilgotność. W czasach ZSRRR, w dwóch największych wyrobiskach, położonych blisko Kiszyniowa umiejscowiono winiarskie zakłady. I tak Milestii Mici stało się największą na świecie piwnicą winną (wpisana do „Księgi Rekordów Guinnessa”). Jest tak olbrzymia, że zwiedzamy ją przemieszczając się samochodami! Tutejsze korytarze mierzą ponad 200 km! W drugiej co do wielkości Cricovej (120 km!) w podziemnych, wykutych w skale pomieszczeniach znajdują się nie tylko magazyny, ale też linie produkcyjne, wytwarza się tu szampana. Ozdobą Cricovej jest również jej kolekcja, najstarsze wino pochodzi z 1902 roku! Zwiedzanie jednej i drugiej piwnicy kończy się degustacją.

moldawia_cicova_degustacja wina_krzysztofmatys

Podziemne sale do degustacji wina w piwnicy Cricova

Historia

W średniowieczu miejscowe wino było znane i cenione. Importowano je również do Polski. Później przyszła wyniszczająca okupacja turecka, a z nią upadek winiarskich tradycji. Wróciły na początku XX wieku, wraz z Rosjanami. Po włączeniu tych terenów do imperium carów przed winnicami Mołdawii otwarty został olbrzymi rynek. Podobnie w ZSRR, aż do Gorbaczowa, kiedy to w ramach ogólnokrajowej walki z alkoholizmem wykarczowano niemal połowę mołdawskich winnic. Dla miejscowych był to kataklizm. Później przyszły kolejno rozpad imperium, wojna domowa o Naddniestrze i olbrzymi kryzys. Lata trudnego życia w niemal upadłym kraju. Teraz jest już lepiej. Mołdawia weszła na drogę integracji Unią Europejską, ograniczono korupcję, zadbano o bezpieczeństwo.

moldawia_cricova_saladegustacji_krzysztofmatys

Kilkadziesiąt metrów pod ziemią. Sala wydrążona w muszlowcu, więc wystrój morski.

W Mołdawii wino jest produktem strategicznym i elementem politycznych rozgrywek. Straszaka w postaci ograniczeń w jego imporcie używała Moskwa. Po raz pierwszy w 2006 roku (do tego czasu rynek rosyjski przyjmował 80 proc. eksportu mołdawskiego wina). Po raz drugi latem i jesienią 2013 roku, przed wileńskim szczytem Partnerstwa Wschodniego. Kiedy władze w Kiszyniowie zdecydowały się parafować umowę stowarzyszeniową z Unią Europejską, Moskwa wprowadziło embargo na mołdawskie wina.

Wino stanowi 20 proc. PKB Mołdawii oraz 30 proc. eksportu tego kraju.

moldawia_purcari_krzysztofmatys

Krajobraz wokół Purcari

Mołdawianie podkreślają, że nawet na mapie ich kraj przypomina kiść winogron. Jedna z najważniejszych mołdawskich legend opowiada historię oblężenia twierdzy w Sorokach. Broniono się ostatkiem sił, brakowało jedzenia i wody. Wtedy nadleciały bociany. Każdy z nich trzymał w dziobie kiść winogron. Upuszczone nad twierdzą, spadły na dziedziniec i dzięki temu obrońcy mogli się posilić. Odzyskali też wiarę w zwycięstwo. Od tej pory bocian biały trzymający w dziobie winogrona jest symbolem mołdawskiego winiarstwa.

Polecam też artykuł: Mołdawia – królestwo wina.

Tekst i zdjęcia: Krzysztof Matys

Wycieczka do Mołdawii winnym szlakiem.

Odessa. Blisko Mołdawii

Co robi Odessa na tym blogu? Przecież to Ukraina, a nie Mołdawia! No tak, oczywiście. Co prawda był taki moment kiedy Odessa była częścią Mołdawii, ale nie z tego powodu zamieszczam tu ten materiał. Dlaczego więc? Z powodów praktycznych. Kiedy robimy wycieczkę do Mołdawii, to łączymy ją z Odessą. Tu zaczynamy i tu kończymy. Korzystamy z bezpośredniego lotu z Warszawy (tylko 1,5 godziny!). Nie ma samolotu z Polski do Kiszyniowa, z Bukaresztu jest daleko, a z Odessy to tylko godzina jazdy do mołdawskiej granicy. No i przy okazji można zobaczyć to ładne i słynne miasto.

Odessa, Dzień Zwycięstwa

Odessa, przygotowania do obchodów Dnia Zwycięstwa

Warto wybrać się do Odessy w okolicach 9 maja. Już kilka dni wcześniej całe miasto żyje tylko jednym tematem. Dzień Zwycięstwa! Wszędzie, w telewizji, na ulicach, w restauracjach… W najbardziej znanym miejscu Odessy, tuż przy schodach Potiomkinowskich ustawiana jest scena, a na niej gwiazdy ukraińskiej i rosyjskiej estrady przenoszą nas w czasy Związku Radzieckiego. W centrum widać wielu kombatantów. Młodzież wręcza im kwiaty. Na każdym kroku plakaty i bilbordy z przedstawieniem polityków, którzy oddają cześć zwycięzcom z 1945 roku. I jeszcze coś – młodzi, może dwunastoletni chłopcy z prawdziwymi pepeszami! Dzieci z karabinami. Z autentyczną bronią (dla bezpieczeństwa wyjęto z niej zamki). Świat sprzed lat.

Odessa Mickiewicza

Tablica poświęcona Mickiewiczowi

Odessa Mickiewicza. Jest tu jego pomnik i tablica na domu, w którym mieszkał. Wieszcz znalazł się tu za karę. Ale była to luksusowa i bardzo przyjemna zsyłka. Do historii przeszły jego odeskie romanse. A na pamiątkę, w literaturze polskiej mamy „Stepy akermańskie” czyli jeden z Sonetów krymskich. Inspiracją była podróż z Odessy do Białogrodu Dniestrowskiego, po turecku zwanego Akermanem. Dziś droga ta zajmuje kilka godzin. Mickiewiczowi zajęła dwa dni. Stepów już nie ma, zamiast nich równe jak stół i najlepszej jakości pola uprawne. Pomiędzy Odessą a Białogrodem znajduje się winnica Szabo. Warto tam zajechać. Zmodernizowana w ostatnich latach robi coraz lepsze wina. Tutejszy klimat i ziemie dają doskonałej jakości winogrona. Zakupiona przez Gruzina wytwarza wina tradycyjną kachetyjską metodą (w glinianych kwewri). Jest to najstarszy na świecie, nadal praktykowany sposób produkcji wina.

Ukraina, Akerman

Ukraina, Akerman

Pomnik pomarańczy, zwany też jest pomnikiem łapówki. Ciekawy, oryginalny. Warto z utartego szlaku zejść nieco w bok, żeby zobaczyć to miejsce. Po śmierci Katarzyny II, której miasto zawdzięcza swój byt, jej syn, Paweł I wstrzymał fundusze na rozwój miasta. Mądrzy kupcy z Odessy, wiedząc co lubi nowy car, wysłali mu transport pomarańczy. Władca ujęty tym gestem zmienił zdanie i przekazał miastu duże pieniądze na rozwój.

Odessa, pomnik pomarańczy

Odessa, pomnik pomarańczy

Pomnik wzbudza zdumienie polskich turystów. Jak to Katarzyna?! Okrutna i twarda. Zbrodniarka i niepohamowana hedonistka. Patrzymy na nią z polskiej perspektywy i trudno nam uwierzyć, że na Ukrainie może być aż tak uhonorowana. Przecież to ona ujarzmiła kozaków. Ale też ona stworzyła Odessę. Ściągnęła tu francuskich arystokratów, którzy uciekali przed paryską rewolucją. To z jej polecenia książę Potiomkin w ekspresowym tempie wzniósł port i zalążek miasta. Wycieczka do Odessy jest pretekstem do tego by spojrzeć na Katarzynę inaczej. Może okazać się, że nie do końca była taką osobą, za jaką bierze ją tradycyjna polska historiografia. Może trzeba będzie też zweryfikować choć trochę nasze poglądy na temat jednego z jej faworytów – księcia Potiomkina…

odessa_katarzyna II

Pomnik Katarzyny II, centralny punkt miasta

Odeska architektura. Piękna! Trwa proces jest restauracji. Kilka budynków jest już odnowionych, kolejne są w trakcie. Świadczą o ekonomicznej potędze miasta, które powstało pod koniec XVIII wieku, ale już 100 lat później było jednym z największych i najbardziej znaczących ośrodków handlowych ówczesnej Rosji. Wizytówką Odessy jest imponujący budynek opery. Został wzniesiony w latach 1884 – 1887 przez znanych wiedeńskich architektów Fellnera i Helmera.

Opera w Odessie

Opera w Odessie

Śliczny jest gmach Nowej Giełdy. Architektura z końca XIX w. we florentyńskim stylu robi spore wrażenie. Dziś mieści się tu filharmonia. Więcej na ten temat w tekście Odessa.

Tekst i zdjęcia: Krzysztof Matys, 2013 rok.

Wycieczka: Odessa – Mołdawia – Naddniestrze.

Strona 1 z 2

Działa na WordPress & Szablon autorstwa Anders Norén