Mołdawia. O turystyce...

Autor: Krzysztof Matys

Tag: kiszyniów

Książka „O podróżowaniu”. Fragment o Mołdawii

Miło mi poinformować, że nakładem wydawnictwa Paśny Buriat, ukazała się właśnie moja książka „O podróżowaniu”. Pojawiają się w niej różne kraje, w tym i oczywiście Mołdawia. Na przykład w zamieszczonym niżej fragmencie. Jest on częścią większego tekstu, w którym swoje role grają też Gruzja i Armenia. Oto cytat ze s. 213-215:

Pozdrowienia i uściski

W książce „Europa. Opowieści podróżne” (Kontynenty, 2019) trafiłem na króciutki tekst Michała Rusinka pod tytułem „Propozycje uścisków esemesowych do wysłania z wybranych stolic europejskich”. Wśród nich na przykład taki:

Uściski z Pragi,

pomimo zgagi.

Albo:

Uścisk z Paryża,

bo Paryż zbliża.

W gronie kilkunastu propozycji zabrakło stolic, które szczególnie lubię, dobrze znam i często odwiedzam. Postanowiłem zatem uzupełnić tę lukę, tworząc kilka rymowanek, wychodząc z założenia, że byłoby dobrze, gdyby nawiązywały do specyfiki miejsca lub choć odrobinę to miejsce nam przybliżały. Oto one.

***

Pozdrowienia z Kiszyniowa,

mamałyga gotowa!

Kiszyniów jest stolicą Mołdawii, kraju, który nie zagościł jeszcze w powszechnej świadomości polskich turystów. Nie wszyscy wiedzą, że warto się tam wybrać, a pojechać trzeba ze względu na kilka mocnych atrakcji, pośród których wyjątkowa oryginalnością wyróżniają się największe na świecie piwnice winne. Właściwie to trudno wyobrazić sobie coś podobnego. Zanim się nie zobaczy, to i uwierzyć ciężko. Na przykład w to, że do piwnicy wjeżdża się autobusem, takim na dwudziestu pasażerów. Jeżdżą po niej samochody i wagoniki kolejki napędzane silnikiem elektrycznym. Pierwszeństwo ma Milestii Mici, posiada podwójny wpis do „Księgi rekordów Guinnessa”. Jeden za bezkonkurencyjną długość podziemnych tuneli (200 kilometrów!), drugi za największą kolekcję wina – wpis sprzed kilkunastu lat, podaje wielkość 1,5 mln butelek, ale ciągle dokładane są kolejne i dziś jest już ich niemal 2 mln.

Jednym z atutów wycieczki do Mołdawii jest też miejscowa kuchnia, pyszna i bogata w naturalne produkty, a wśród tamtejszych kulinariów podstawowym daniem jest mamałyga, czyli ugotowana kasza kukurydziana, podawana jako odpowiednik ziemniaków i chleba. Mamałyga była kiedyś podstawą wyżywienia tutejszej ludności, ale i dziś stanowi absolutny klasyk. Dlatego właśnie od niej zaczynamy spotkanie z miejscowymi specjałami. Już na pierwszą kolację po przylocie do Kiszyniowa, w towarzystwie muzyki granej na cymbałach i multance, serwują nam mamałygę, bryndzę, najprawdziwszą gęstą śmietanę i wieprzową świeżynkę. Potrawa jest absolutnym „must-see” każdego turysty, a spróbować należy nie tylko ze względów kulinarnych. Mołdawia, dawniej zwana Besarabią, jest z kukurydzianym daniem nierozerwalnie związana. To jej tradycja i kultura, coś dla społeczeństwa tak istotnego, jak wspomniane wyżej wino.

Stanisław Makowiecki, który urodził się na terenie dzisiejszej Mołdawii na początku XX wieku i mieszkał tam do roku 1920, napisał książkę o wdzięcznym tytule: „Mamałyga, czyli słońce na stole”. Dziś mówi się raczej, że powinna być na talerzu, ale kiedyś nie było tak elegancko. W wiejskiej chacie gospodyni gorącą jeszcze kukurydzianą kaszkę wyrzucała z garnka prosto na drewniany stół, na którym zastygała w przybierając owalną formę o pięknie żółtej barwie. Stąd porównanie do słońca. No może jeszcze i dlatego, że kukurydza zanim trafiła do kuchni, to czerpała energię z hojnych besarabskich promieni słonecznych.

Stalin mawiał, że mamałyga nie kipi. Znaczyć to miało tyle, że mołdawski naród można eksploatować i ciemiężyć do woli. Nie zbuntuje się, nie wybuchnie, pokornie znosząc swój los. Coś z tego zostało do dziś. Kiszyniów po rozpadzie ZSRR zamienił się w stolicę zapomnianego przez świat państewka na krańcu Europy, biednego i zawłaszczonego przez polityczne mafie. Ostatnie dziesięć lat przyniosło pewną poprawę, bywając tam co roku, obserwowałem jak kraj pięknieje, a wśród ludzi budzi się nadzieja i optymizm. Rozwijała się turystyka, atuty kraju dostrzegły biura podróży z różnych stron świata, od Austrii i Niemiec, po Japonię. Szło ku lepszemu, również dzięki funduszom przedakcesyjnym z Unii Europejskiej. Regularnie jednak krajem wstrząsały olbrzymie skandale polityczne, pokazujące jasno, że klasa rządząca pozwolić sobie tu może na defraudacje w zaskakująco dużej skali. Bo mamałyga nie kipi”.

Więcej informacji o książce: Krzysztof Matys, O podróżowaniu.

Święto wina w Kiszyniowie

Właśnie teraz, 7 i 8 października, w stolicy Mołdawii ma miejsce wielkie winiarskie wydarzenie. Jak co roku, na główny plac miasta (przy pomniku Stefana Wielkiego) ściągają winiarze z całego kraju. Do wyjątkowa okazja by w jednym miejscu, w tak krótkim czasie, spróbować trunków od tak wielu producentów.

Centrum Kiszyniowa 7 października 2017 r. Święto wina.

Centrum Kiszyniowa 7 października 2017 r. Święto wina.

Hotel mamy tuż obok, 5 minut spacerkiem. Pogoda dopisuje. Korzystamy więc, ile się da.

Jak to wygląda w praktyce? Przy wejściu na plac można kupić kieliszek (taki, jak na zdjęciu niżej). Rozwiązanie to bardzo wygodne, naczynie wyposażone jest w sznurek, można zawiesić je na szyi. Do kompletu dostajemy też książeczkę z kuponami. W swojej naliczyłem 24 bilety. Każdy na jedną degustację. W sumie więc 24 kieliszki wina (i koniaku). Za cenę 200 mołdawskich lei, czyli 45 złotych. W tym takie marki, jak Cricova, Milestii Mici, Bostavan, Purcari, Kvint, Bardar, Calarasi, Chateau Vartely… Dużo. Ale w programie tym nie da się zmieścić oczywiście wszystkich wytwórców. W tym roku brakuje, np. winnicy Et Cetara. Kto zna i wie, że warto, zostawi książeczkę z kuponami na boku i podejdzie do stoiska Et Cetara, zapłaci kilka lei i dostanie kieliszek przedniego wina.

Kieliszek za 200 lei. W tle Łuk Triumfalny z 1840 roku.

Kieliszek za 200 lei. W tle Łuk Triumfalny z 1840 roku.

Tam, gdzie wino, jest też dobre jedzenie. Dlatego też dookoła dużo stoisk z mołdawskimi specjałami, nad placem snuje się pełen aromatów dym z grillów. Dwa dni święta, to też dobra okazja, żeby pooglądać występy folklorystycznych zespołów oraz zrobić sobie zdjęcie w towarzystwie Mołdawian ubranych w stroje ludowe. Turyści z całego świata chętnie z tego korzystają.

Wino w Mołdawii, to temat ważny, niezmiernie istotny segment gospodarki. Stanowi 20 proc. PKB Mołdawii oraz 30 proc. eksportu tego kraju.

Straganami zastawiony jest też Park Katedralny. W tle katedra prawosławna z 1835 r.

Straganami zastawiony jest też Park Katedralny.

Tu znajdują się dwie największe na świecie piwnice winne. Milesti Mici ma aż 200 km (dwieście!) podziemnych tuneli. Druga co do wielkości Cricova to wykute w skale miasto, którego tunele rozciągają się na długość 120 km! Zwiedzamy je przemieszczając się po nich samochodami. Najgłębsze części znajdują się aż 100 metrów pod powierzchnią ziemi! Warto wybrać się do Mołdawii choćby po to, żeby odwiedzić te piwnice. Więcej o tym w artykule: Mołdawia – królestwo wina.

Turyści chętnie fotografują się z Mołdawianami w tradycyjnych strojach.

Turyści chętnie fotografują się z Mołdawianami w tradycyjnych strojach.

Jest jeszcze jedna ważna rzecz. Wino w Mołdawii nie jest alkoholem! Wiosną tego roku parlament w Kiszyniowie przyjął ustawę, mocą której wino wykreślono z listy napojów alkoholowych. Od pół roku jest ono po prostu produktem spożywczym. Dlaczego tak? Ze względu na duże spożycie, w Mołdawii obowiązują przepisy antyalkoholowe (ograniczenia w reklamie i handlu). I, żeby restrykcje te nie dotknęły wina, które jest  produktem strategicznie ważnym, to zdecydowano uznać formalnie wino za napój niealkoholowy. Turyści żartują sobie, że dzięki temu można wypić go więcej.

Wycieczka do Mołdawii

Tekst i zdjęcia: Krzysztof Matys

Aktualne informacje. Mołdawia i Naddniestrze

W artykule postaram się przedstawić najświeższe praktyczne informacje dotyczące m.in. bezpieczeństwa, cen, wymiany pieniędzy i nowych atrakcji turystycznych.

Prawosławna katedra Narodzenia Pańskiego. Centrum Kiszyniowa

Prawosławna katedra Narodzenia Pańskiego. Centrum Kiszyniowa

W sierpniu tego roku, po kilkuletniej przerwie wróciłem do Mołdawii. To nie była długa przerwa, a mimo to widać różnicę. Kraj zmienił się na lepsze. Skończono drogę z Kiszyniowa do Sorok, teraz to ładny i równy asfalt, po którym autokar może przemieszczać się z dużą prędkością. Tras gorszej jakości zostało już niewiele, tracą więc na aktualności opowieści sprzed lat o kłopotliwym podróżowaniu po dawnej Besarabii.

Nowe naddniestrzańskie ruble - plastikowe monety

Nowe naddniestrzańskie ruble – plastikowe monety

Pojawiły się też nowe hotele, szczególnie w Kiszyniowie. Powstają restauracje z mołdawską kuchnią specjalizujące się w obsłudze turystów. Stolica nabrała europejskiego charakteru. Zrobiła się jakby weselsza i odważniej spogląda w kierunku Zachodu. Od dwóch lat Mołdawianie mogą podróżować do Unii Europejskiej bez wiz, znoszone są kolejne bariery dotyczące handlu między Mołdawią a UE. W Kiszyniowie przy budynkach rządowych powiewają unijne flagi. Oczywiście w polityce może zdarzyć się jeszcze wiele, przystąpienie do wspólnoty europejskiej nie jest jeszcze przesądzone, ale gdyby nawet integracja miała zatrzymać się na tym etapie, to i tak wydarzyło się już wiele, a kraj po prostu wyładniał. Unowocześniono infrastrukturę i zwiększono ruch turystyczny. Zobacz artykuł: Mołdawia nieznana.

Aktualny wygląd twierdzy w Sorokach

Aktualny wygląd twierdzy w Sorokach

Co jeszcze się zmieniło? Na basztach twierdzy w Sorokach zamontowano dach. Stąd też ikona kraju (na tyle ważna, że jej wizerunek znajduje się na mołdawskich dowodach osobistych) wygląda teraz inaczej. Na szczęście nie zmienił się gospodarz obiektu. Nadal można tu spotkać znanego, bardzo charyzmatycznego kustosza Nicolae Bulata i poprosić go o opowieść o historii twierdzy. O samych polskich wątkach dotyczących Sorok pan Bulat może opowiadać godzinami.

Jeśli chodzi o atrakcje turystyczne, to lada moment otwarta zostanie kolejna. Chodzi o ważny zabytek, pałac Manuc-beja w mieście Hincesti (35 km od Kiszyniowa). Na razie działa tylko niewielkie muzeum w dawnym pałacyku myśliwskim (dzieło słynnego architekta Aleksandra Bernardazziego), właśnie ale kończy się remont głównego budynku. Będzie to jeden z bardziej reprezentacyjnych obiektów w kraju.

Restaurowany pałac Manuc-beja w Hincesti

Restaurowany pałac Manuc-beja w Hincesti

W separatystycznym Naddniestrzu pojawiały się nowe monety. Bardzo oryginalne, bo… plastikowe. Wyglądają jak żetony, miejscowi ich nie lubią, ale turyści jak najbardziej. Są oryginalną pamiątką z kraju, który oficjalnie nie istnieje. Poza tym w Naddniestrzu po staremu. Mimo pewnych kłopotów gospodarczych (blokada ze strony Ukrainy i ograniczenie rosyjskich dotacji) nadal spokojnie i bezpiecznie. Śmiało można jechać. Wytwórnia koniaków (brandy) Kvint w Tyraspolu nadal działa i chętnie przyjmuje turystów na degustacje (jedne z lepszych na jakich byłem). Na granicy nie trzeba już wypisywać kartek wjazdowych, drukuje je maszyna po zeskanowaniu naszych paszportów.

Wybierając się do Naddniestrza nie potrzebujemy wiz, wystarczy paszport, ale na granicy musimy zadeklarować jak długo tam zostaniemy. Jeśli nie więcej niż 8 godzin, to nie są wymagane żadne formalności. Jeśli zostajemy na noc, to trzeba zgłosić meldunek na posterunku milicji. Rzecz jasna w imieniu turystów robi to hotel.

Myśliwski pałacyk w Hincesti, posiadłość Manuc-beja

Myśliwski pałacyk w Hincesti, posiadłość Manuc-beja

W przypadku Naddniestrza to sprostowania wymaga jedna rzecz. W przewodnikach, również tych wydanych niedawno, powtarza się informacja, że twierdza w Benderach jest zamknięta dla zwiedzających. Nie wiem skąd takie wiadomości. Twierdza jest otwarta i to już od ładnych kilku lat. Można ją zwiedzać i na pewno warto tu zajrzeć.

W stosunku do sytuacji sprzed kilku lat zmieniło się też to, że LOT uruchomił bezpośrednie połączenia z Warszawy do Kiszyniowa. To bardzo wygodne rozwiązanie. Niecałe dwie godziny w samolocie i już jesteśmy na miejscu. Bardzo dogodne są też godziny wylotów, warto więc wziąć pod uwagę takie rozwiązanie. Lotnisko znajduje się na obrzeżach Kiszyniowa. Jeśli nie ma korków to dojazd do centrum miasta zajmuje ledwie 20 minut. Port lotniczy jest niewielki, obecnie przechodzi kapitalny remont i przebudowę. Wylatując możemy zrobić zakupy w strefie wolnocłowej (płatność w mołdawskich lejach, euro i dolarach lub kartami płatniczymi). Sporą część strefy stanowią oczywiście miejscowe wina i koniaki (jest też naddniestrzański Kvint). Ceny nieznacznie wyższe od tych, które są w sklepach Kiszyniowa. Polecam artykuł: Mołdawia – królestwo wina.

Degustacja koniaków Kvint. Tyraspol, Naddniestrze

Degustacja koniaków Kvint. Tyraspol, Naddniestrze

A jeśli chodzi o ceny, to niżej przedstawiam aktualne:

Kawa w restauracji w Kiszyniowie: 30 lei;

Woda mineralna w sklepie: 8 – 10 lei;

Pięcioletni koniak (0,5 litra) w sklepie: 85 – 100 lei.

Kurs walut z sierpnia 2016:

1 EUR = 21 mołdawskich lei;

1 USD = 18,5 mołdawskich lei.

Kantorów w centrum Kiszyniowa jest dużo, są dobrze oznaczone. Wymiana nie jest narażona na przykre niespodzianki, nie jest pobierana żadna ekstra prowizja. Jak zostaną nam mołdawskie leje, to bez problemu wymienimy też w drugą stronę, na euro lub dolary.

Twierdza w Benderach (Naddniestrze). Można ją zwiedzać!

Twierdza w Benderach (Naddniestrze). Można ją zwiedzać!

Trochę inaczej wygląda to w Naddniestrzu. W związku z kryzysem gospodarczym i niedoborem walut tamtejsze kantory coraz częściej odmawiają wymiany miejscowej waluty na euro lub dolary. Dlatego wjeżdżając do Naddniestrza trzeba zastanowić się nad tym ile tamtejszych rubli potrzebujemy. Kurs z sierpnia 2016:

1 EUR = 15,6 naddniestrzańskich rubli;

1 USD = 14 naddniestrzańskich rubli.

Lotnisko w Kiszyniowie

Lotnisko w Kiszyniowie

Mołdawia ciągle czeka na odkrycie przez masowego turystę. Prędzej czy później to nastąpi. Jeśli macie ochotę na coś ciekawego i oryginalnego, to jedźcie tam teraz, póki wszystkie atrakcje można jeszcze zwiedzać komfortowych warunkach, bez konieczności przeciskania się w gąszczu innych wycieczek. Jest bezpiecznie i sympatycznie, również w Naddniestrzu. Mam nadzieję, że tak zostanie.

Wycieczka do Mołdawii

Tekst i zdjęcia: Krzysztof Matys

Mołdawia, Naddniestrze i sport

Mam przed sobą bardzo interesujący artykuł (Adam Eberhardt, Paradoksy mołdawskiego sportu). Czyta się wyśmienicie. Lektura to taka, że ”Miś” Barei wysiada. Ale co najważniejsze, materiał ten ukazuje konflikt między Mołdawią a Naddniestrzem w oryginalnym sposób. Przekonany jestem, że pomaga zrozumieć złożoność sytuacji.

A sytuacja jest wyjątkowa! Formalnie, zgodnie z międzynarodowym prawem Naddniestrze jest częścią Mołdawii. Ale w rzeczywistości, od 1992 r. (wojna, w której zginęło ok. tysiąca osób) wąski kawałek lewego brzegu Dniestru stanowi osobne państwo. Ma swoją stolicę (Tyraspol), władzę, armię, granice, walutę…I ideologię, opartą na gloryfikacji radzieckiej przeszłości.

naddniestrze_tyraspol_lenin

Pomnik Lenina przed siedzibą władz w Tyraspolu

Rzecz wygląda tak, że rząd z Naddniestrza cały czas manifestuje swoją niezależność. Strzeże granicy z Mołdawią (nielegalnej w świetle prawa międzynarodowego) i odwołuje się do antymołdawskiej retoryki. Wspierany jest w tym przez Rosję. (To dzięki poparciu Moskwy to quasipaństwo może w ogóle funkcjonować. Otrzymuje m.in. dużą pomoc finansową, a armia rosyjska ma tu swoje bazy).

W polityce mamy więc ostry spór. Ale nie w sporcie! Otóż:

a)   Sportowcy z Naddniestrze reprezentują Mołdawię na międzynarodowych zawodach. Np. trzon narodowej kadry w piłce nożnej stanowią Naddniestrzanie. Na olimpiadzie w Pekinie w 2008 r. w mołdawskich barwach występowało 5 sportowców z drugiej strony Dniestru.

b)     W mołdawskiej lidze piłki nożnej grają drużyny z Naddniestrza. I wygrywają! Założony w 1997 r. Sheriff Tyraspol przez dziesięć kolejnych lat był mistrzem Mołdawii! Tytułu tego pozbawiła go dopiero w sezonie 2010/2011 Dacia Kiszyniów.

c)    Do niedawna, kiedy Kiszyniów nie miał odpowiedniego stadionu, międzynarodowe mecze reprezentacja Mołdawii rozgrywała w Tyraspolu! Na pierwszy rzut oka wygląda to na cyrk absolutny. Oto drużyna narodowa jednego kraju gra w stolicy drugiego (wrogiego) i występuje tam jako… gospodarz! Na mecz w naddniestrzańskim Tyraspolu bilety musiały być wydrukowane po mołdawsku (czcionką łacińską), a cena podawana w mołdawskich lejach, a nie w tutejszych rublach. Grano hymn Mołdawii, a nie Naddniestrza. A kibice z Tyraspola dopingowali drużynę wrogiego kraju jak swoją. Rozumiecie coś z tego? To dodam jeszcze, że na mecze w Naddniestrzu, na których wciągano mołdawską flagę i grano mołdawski hymn, władze Naddniestrza nie wpuszczały przedstawicieli władz Mołdawii!

Skąd to wszystko? Otóż dla świata nie ma takiego kraju jak Naddniestrze. Przestrzegają tego wszystkie federacje sportowe. Więc zawodnicy z tego kraju, jeśli chcą brać udział w jakichkolwiek międzynarodowych konkurencjach, mogą to robić wyłącznie posługując się paszportem innego kraju (najczęściej wybierają mołdawski, rosyjski i ukraiński). A, że wspierane przez Moskwę władze Naddniestrza stawiają na sport i nie żałują na to pieniędzy, to w tym malutkim niby-kraju (6 razy mniej mieszkańców niż w Mołdawii) jest i dobra infrastruktura i są sportowcy. Dlatego też w europejskich pucharach w piłce nożnej Mołdawię reprezentować może klub z Tyraspola (a więc de facto naddniestrzański!).

Temat to interesujący nie tylko dla miłośników sportu. Ma swoje szersze znaczenie. Poza innymi rzeczami pokazuje i to, że nie ma etnicznej (narodowej) nienawiści między mieszkańcami Naddniestrza i Mołdawii (patrz: zachowanie kibiców). A władze w Tyraspolu muszą się starać żeby w propagandowy sposób podtrzymywać strach przed mołdawskim „imperializmem”.

Zobacz też: Naddniestrze. Lenin w Tyraspolu

Tekst i zdjęcia: Krzysztof Matys, 2013 r.

Wycieczka Mołdawia – Naddniestrze

Działa na WordPress & Szablon autorstwa Anders Norén